Zbrodnia niesłychana, pani zabiła pana

Dziś zapraszam do lektury wyjątkowej – historii kryminalnej, w której znajdziemy wszystko, czego nie powstydziłby się dobry thriller: zdrada, zbrodnia, tajemnica, śledztwo, sąd i wreszcie kara. Miejsce akcji – Pułankowice, Rudnik i Wilkołaz, czas – lata 70. wieku dziewiętnastego, bohaterowie – mąż (zimny trup), niewierna żona i jej kochanek (a jednocześnie brat cioteczny denata), sąsiedzi, okoliczni włościanie, Żyd, wójt, sąd.

„Zbrodnia to niesłychana,
Pani zabija pana;
Zabiwszy grzebie w gaju,
Na łączce przy ruczaju”
Adam Mickiewicz, Lilije

Sprawa została skrupulatnie opisana w Gazecie Sądowej Warszawskiej z 10 listopada 1873 roku i w Kurierze Warszawskim z 8 lutego 1875 roku. Poniższy tekst pochodzi z Gazety Sądowej, na końcu uzupełniony o fragmenty z Kuriera.

We wsi Pułankowicach gminie Wilkołaz, mieszkał Łukasik właściciel kilkonasto morgowej osady rolnej, lat 31 liczący, z żoną Agatą, mającą jedyne pięcio-kwartalne dziecię u piersi. Zajmowali oni oddzielną chałupę w środku wsi. Około północy d. 18 (30) Stycznia 1872 r. Agata Łukasikowa przybyła do sąsiąda Andrzeja Bućkowskiego z wiadomością, że jéj mąż, niewiadomo z czego, nagle życie zakończył. Ponieważ zmarły do wieczora tego dnia był widzianym przy pracy na podwórzu swego domu, niespodziewana ta wiadomość zdziwiła Bućkowskiego. Ubrał się spiesznie, i ze swoją komornicą Zofią Koprówną przybył do chałupy Łukasików. Tam znaleźli trupa, leżącego na ławie przy piecu, twarzą do góry. Pod głową jego leżał worek sieczki, jedną nogę miał skurczoną i opartą o komin, drugą zgiętą ku ziemi; do pasa zaś był okryty starą parcianką.

Łukasikowa opowiadała sąsiadom, że jéj mąż w nocy wyszedł na podwórze, że powracając uderzył się drzwiami o chorą nogę i stękając położył się na ławie przy piecu, że w krótce potém zaczął przeraźliwie jęczyć, chrapać, tłuc się o ławę, piec i komin. Sądząc że zły duch go opętał, ona w przerażeniu siedziała cicho na łóżku, nie zapalając światła, ani nie spiesząc mu na pomoc. Gdy po upływie pół godziny wszystko się uspokoiło, odważyła sią wstać z łóżka, zapaliła światło i dostrzegła męża swego nieżywym, w téj saméj pozycyi, jak go pierwszy Bućkowski zobaczył, bo, nie dotykając się trupa, zaraz pobiegła do sąsiadów. W izbie nikogo więcej nie było, nikt nie wchodził, ani nie wychodził, Łukasikowa śmierć męża przypisywała złemu duchowi i wielkiej chorobie, oraz choréj nodze, na którą od tygodnia cierpiał, co mu jednak nie przeszkadzało zajmować się pracą około domu.

Bućkowski, wysłuchawszy téj dziwnej opowieści, nie bardzo dawał jéj wiarę. Dziwném mu się zdawało, że pomimo półgodzinnego tłuczenia się o ławę i piec, nawet parcianka z niego nie spadła na ziemię, ani się worek z pod głowy nie wysunął. Zastanowiło go nie mniéj, że na trupie była zupełnie czysta i świeża koszula, że ciało zmarłego było zupełnie chłodne i nieco już zesztywniałe, chociaż Łukasikowa natychmiast dała mu wiedzieć o wypadku, a on, mieszkając w najbliższém sąsiedztwie, pośpieszył zaraz, co wszystko dłużej nad kwadrans trwać nie mogło. Znając Łukasika od dziecka, nigdy – nie słyszał, aby tenże miewał napady wielkiej choroby.

Udając jednak przekonanego o prawdziwości opowiadania, zostawił przy zmarłym komornicę Zofię Koprównę, a sam udał się daléj na wieś, do domu Antoniego Łukasika, ojca zmarłego i zawiadowił go o wypadku. Powrócili razem z ojcem, któremu również śmierć nagła jego syna wydawała się podejrzaną. Pierwszą myślą ojca jego było, że Michał został otruty. Kazał zwłoki ostrożnie zdjąć z ławy i położyć na ziemi w izbie, na posłaniu ze słomy, wyprostowawszy mu jedynie ręce i nogi do trumny.

Przeszłość Agaty Łukasikowéj uzasadniała podejrzenie, że mąż jéj został otruty. Agata, córka jednego z najzamożniejszych gospodarzy sąsiedniéj wsi Wiłkołaza, przed dziesięcioma laty zaślubiła Michała Łuka sika, o pięć lat odniéj starszego. Młodzi małżonkowie zamieszkali na oddzielnem gospodarstwie, przez ojca Łukasika dla syna kupioném. Pożycie ich z początku było dobre, lecz kilka lat upłynęło, a Pan Bóg nie dał dziecięcia. Michał był człowiekiém powolnym, łagodnym, unikającym hulanki i karczmy,—ona zaś żywa, wesoła, lubiąca zabawę. Usposobienia ich wcale się nie zgadzały. Michał miał brata ciotecznego Franciszka Latosza, który, mieszkając w oddzielnym domu niedaleko od Łukasików trudnił się tkactwem, i uprawą roli. Franek bezżenny, młody, przystojny i wesoły, wpadł w oko dwudziestokilkoletniej bratowej. Z czasém przyszło do bliższych stosunków pomiędzy nimi i w dziewiątym roku pożycia, Agata powiła córkę, do ojcowstwa któréj w prawdzie nie przyznawał się Michał Łukasik, ale dla świętéj zgody, przyznał ją za swoją, a nawet polubił dziecinę.

Nim jednak rodzina Michała Łukasika powiększyła się, w lecie 1869 r. zaszedł wypadek, dający dużo do myślenia. Było to w czasie sianokosów. Michał cały dzień pracował z kosą, żona została w domu sama, bo jak zwykle bywa u włościan służących nie mieli. Wieczorem mąż wraca do domu z kosą na ręku i, wszedłszy do sieni, chce takową postawić w piecu. Zbliżywszy się po ciemku, nagle czuje, że jakaś silna ręka chwyta go za gardło. Broni się jak może, szamocze się z napastnikiem, usiłującym powalić go na ziemię, lecz czując, że siły słabną, krzykiem wzywa pomocy. W izbie była małżonka lecz, nie chcąc zapewne przeszkadzać złemu duchowi, nie uważała za właściwe przyjść mężowi na pomoc i nie wyszła do sieni. Sąsiad Bućkowski, usłyszawszy przypadkowo hałas, przybiega. Niespodziewana ta interwencya miała ten skutek, że napastnik sam ratuje się ucieczką, pozostawiając w ręku Łukasika swoją sukmanę, która okazuje się być własnością Franciszka Latosza, bo nawet, jako umiejące pisać, na podszewce wypisał swe nazwisko. Zgubioną przez napastnika czapkę, Łukasikowa schowała przed mężem, i nazajutrz powróciła siostrom Latosza.

Wypadek ten został sądownie sprawdzony, bo Łukasik skarżył Latosza o zamiar odebrania mu życia, lecz sądy uznały brak cech przestępnego usiłowania zabójstwa, i skazały Latosza za uszkodzenie lekkie na zdrowiu na dwa miesiące wieży. Jakkolwiek Sąd Kryminalny Lubelski następnie uwolnił Latosza od kary dla braku dowodów, jednakże stosunki między braćmi ciotecznymi wcale się nie polepszyły.

Agata Łukasikowa nie przestawała okazywać aż nadto wiele życzliwości swemu kuzynowi, co następnie liczni świadkowie przed sądem poświadczyli. W chwili nagłej śmierci Michała Łukasika stosunki ich miłosne były całéj wsi wiadome. Nic więc dziwnego, że stary Łukasik wpadł na myśl, że syn otruty został i że zaraz w umyśle jego zrodziło się podejrzenie, że sprawczynią śmierci była żona zmarłego, działająca w porozumieniu z Franciszkiem Latoszem.

Gdy się dzień zrobił, Antoni Łukasik zameldował swe podejrzenie Wójtowi Gminy Wilkołaz, a ten, udając się za spisowymi do miasta Janowa na losowanie, doniósł o tém sądowi. Sąd z lekarzem, przybywszy na miejsce, zastał trupa leżącego na słomie wśród izby. Przy powierzchowném obejrzeniu zauważono ślady zgnieceń na szyi, które wystąpiły w postaci małych podłużnych wklęsłości, a nadto krew czarną w ustach zmarłego. Przystąpiono do czynności sądowo-lekarskiéj. Sekcya na trupie dokonana przyniosła stanowczy dowód, że Michał Łukasik został zamordowany w sposób okrutny, albowiem był silnie uderzony w lewą skroń jakimś przedmiotem twardym o dwóch guziczkowatych wyniosłościach, czego na razie pod gęstemi włosami nie można było zauważyć, a obok tego, był duszony za gardło, prawdopodobnie przez silne skręcenie rąbka od koszuli.

Przed rozpoczęciem sekcyi, Agata Łukasikowa usiłowała przekonać sąd, że jéj mąż umarł śmiercią naturalną skutkiem wielkiej choroby i krosty, która mu się zrobiła na nodze. Przy zapytaniach sądu okazywała widoczne zaniepokojenie; gra uczuć była widoczną na jej twarzy; na przemian to bladła to czerwieniała; oczy ciągle spuszczała w ziemię. Latosz, obecny przy sekcyi, nadrabiał fantazyą, usiłował być w odpowiedziach pewnym, ale ta pewność przechodziła w hardość. Sprawdzono, że zaraz po zgonie Michała, Agata Łukasikowa usilnie się zajmowała przygotowaniami pogrzebu i widocznie chciała usunąć z oczu ciało swego męża. Stanowcza opinia lekarza, co do przyczyny śmierci Łukasika, podzielona w zupełności przez sąd, postawiła sprawę w nowém świetle. Nie wykryto otrucia, ale morderstwo okrutne, do spełnienia którego za słabą była ręka jednej kobiety.

Bez udziału jednak Agaty Łukasikowej, śpiącej w jednej izbie z mężem, o parę kroków od niego, a nawet bez jej pomocy czynnej, nikt obcy nie mógł wejść do chałupy i spełnić zabójstwa na osobie człowieka trzydziesto-letniego, który, lubo osłabiony chorobą nogi, stawiał zapewne rozpaczliwy opór. Wniosek więc naturalny, że Michał Łukasik był zamordowanym przez człowieka, będącego w zupełném porozumieniu z Agatą, którego ona do izby wpuściła, i któremu dopomogła w jego strasznej czynności, bądź tó czynnie, bądź przynajmniej biernie, przez zachowanie się neutralne podczas walki śmiertelnej.

Zdarcia skóry na łokciach i kolanach dowodziły, że Łukasik usiłował drogo sprzedać swe życie, że bronił się rozpaczliwie: najpewniej jednak został podczas snu ugodzony w głowę np. polanem drzewa z dwoma sęczkami, a następnie uduszony skręceniem kołnierza od koszuli, czego łatwo już było dokanać na człowieku wprowadzonym w stan omdlenia. Uwaga o zupełnej świeżości koszuli na trupie została przez sąd urzędownie sprawdzoną. Istotnie zmarły miał czystą, świeżą i nie zmiętą koszulę, która pokrywała spodnie płócienne już dosyć przybrudzone. Łukasik umarł w nocy z Wtorku na Środę. Podług twierdzenia żony, brał w Niedzielę razem te same koszulę i spodnie, które się znajdowały na trupie. Objaśnienie to było widocznie fałszywe. Spodnie były noszone od niedzieli, ale koszula świeżo na trupa włożona, w tak czystej koszuli znaleźli trupa Bućkowski i Koprówna, gdy pierwsi doń przybyli.

Sąd miał wszelkie dane wnioskować, że koszulę czystą włożono na trupa po spełnieniu zbrodni, że zdjęto z niego dawną koszulę, pokrwawioną, a może i podartą od szamotania się, a świeżą nań włożono po śmierci, obmywszy poprzednio ciało, aby nie było żadnych widocznych znaków krwi. Wspierała ten domysł okoliczność sprawdzona, że gdy sąsiedzi, Bućkowski i jego komornica, przybyli do trupa, mniej więcej kwandrans po zgonie, (podług zdania Agaty Łukasikowej) już trup miał zimne nogi i ręce i jedynie piersi zachowały trochę ciepła. Wiadomo, że ciało zmarłego, w najniekorzystniejszych nawet warunkach, zatrzymuje ciepło do dwóch godzin czasu. Tutaj warunki nie były najniekorzystniejsze; trup leżał w izbie opalanej, przy piecu, ciało zaś nie mogło utracić tak prędko całego zapasu cieplika, aby dojść do sztywności nóg. Albo więc Łukasik oddawna nie żył, albo też po śmierci był obmywany zimną wodą, co wpłynąć mogło na przyśpieszenie ochłodnięcia ciała. Zestawiwszy okoliczności ze sobą, należało dać wiarę drugiemu wnioskowi. Potrzebowano obmyć trupa przed włożeniem nań czystéj koszuli. Pod ręką była zimna woda, tej więc użyto. Potem ułożono trupa na ławie, w tej postawie, jak go sąsiedzi widzieli, a uprzątnąwszy wszelkie ślady morderstwa, zaczęto odgrywać komedyę, któréj plan, potrzeba przyznać, dosyć biegle był ułożony.

Najściślejsza rewizya, odbyta w chałupie i poblizkich zabudowaniach, nie odkryła nic podejrzanego. Nie znaleziono koszuli, zdjętej z trupa, ani narzędzia zbrodni. Najłatwiej zniszczyć było można koszulę, przez spalenie w piecu, z którego widziano wychodzący dym jeszcze we środę rano, gdy od upływu doby tam nie palono. Wy dobyto z pieca popiół, i w nim znaleziono szczątki, podobne do zwęglonej bielizny. Analiza chemiczna, dopełniona późniéj przez Urząd Lekarski w Lublinie, stwierdziła urzędownie, iż jest to popiół z płótna. Tłómaczenie się zaś Agaty Łukasikowej, że piec był stary i dziurawy, że szpary w nim się znajdujące zatykała płóciennym gałganem, który mógł wpaść do pieca i tam spalić się,—dowodzi przebiegłości téj kobiety, ale jéj nie usprawiedliwia, Sąd bowiem znalazł piec zupełnie całym, w którym żadnej tego rodzaju szpary nie było.

Wobec tych faktów udział Łukasikowej w zabójstwie męża stał się niewątpliwym, ale kto jéj był wspólnikiem, kto miał interes w pozbawieniu życia Michała Łukasika, człowieka łagodnego i dobrego, nie mającego nieprzyjaciół? Odpowiedź na to łatwa:—jeden tylko kochanek żony: Latosz miał interes, aby usunąć nienawistną przeszkodę do swobodnych miłosnych stosunków z Agatą Łukasikową; — jemu tylko jednemu ona mogła dać czynną pomoc w tém dziele, uwieńczeniem którego w przyszłości, miało być zapewne zaślubienie ukochanego.
Latosz właśnie jakby wyczekiwał téj nagrody, bo pomimo ukończonych 26 lat życia, pomimo wykupienia się od wojska i założenia osobnej gospodarki, nie spieszył się z ożenieniem, co jest godném uwagi, przy znanej skłonności włościan do wczesnego zawierania związków małżeńskich. Pomimo więc stanowczych i hardych odpowiedzi Latosza, który zaprzeczał wszystkiego, odbyto rewizyę w jego domu, w którym nie mieszkał nikt z domowników. Tam w komorze znaleziono wiszące spodnie płócienne, na których około kolan były duże plamy krwi gęstej i czarnéj, zaschniętej świeżo; nadto Latosz miał twarz świeżo podrapaną i dwa palce u prawej ręki lekko skaleczone.

Latosz przyznając, że spodnie do nie go należały, a nawet, że w nich był ubrany téj nocy, gdy spełniono zabójstwo, co do plam krwawych i zadrapań, usprawiedliwiał się, że wieczorem był w karczmie Rudnickiej, gdzie zabawiał się pijatyką ze znajomymi, którzy odjeżdżali do Janowa na losowanie, że, nadużywszy trunku, opuścił karczmę z zamiarem udania się do domu na spoczynek, lecz zaledwie wyszedł za karczmę, stracił przytomność, upadł na ziemię około studni przy drzewie na opał przygotowaném i tam podczas snu, zranił sobie dwa palce u prawej ręki, oraz podrapał sobie twarz, a krew z jego ręki spływała na jego spodnie i takowe poplamiła.

Nie można i Latoszowi odmówić przebiegłości w tłómaczeniu się, bo gdyby te okoliczności sprawdziły się, byłby wykazał pochodzenie plam krwawych i zadrapań i usprawiedliwiłby swoje alibi. Lecz badani pod przysięgą liczni świadkowie, jednozgodnie zeznali, że Latosz bawił w karczmie do godziny dziewiątéj, wypił parę kieliszków wódki ze znajomymi, lecz to wcale nie odjęło mu przytomności, przeciwnie podnieciło tylko jego fantazyę; że chodził śmiało po karczmie i pewnym krokiem wyszedł nie wiadomo dokąd. Jeden ze świadków przytoczył nawet, że widział go, gdy zmierzał prosto ku drodze do wsi Pułankowic wiodącej, która to wieś od karczmy Rudnickiej zaledwie o kilka set kroków jest oddaloną. Zeznania te stanowczo unicestwiły twierdzenie Latosza, tém bardziej, że leżącego przy drzewie pod studnią, o kilka kroków od drogi i karczmy, koniecznie ktośby zobaczył, noc bowiem była śniegowa i nie bardzo ciemna, a jednak nikt go tam nie widział. Wszyscy świadkowie twierdzą, że Latosz młody i silny, potrzebowałby bardzo wiele wypić wódki, aby ta go z nóg zwaliła i że go jeszcze do tego stopnia pijanym nie widziano.

Sam rodzaj zranienia palców u ręki właściwie lekkiego tylko zdarcia naskórka, przekonywa, że z tych ranek krew w takiéj obfitości, jak ją na spodniach znaleziono, nie mogłaby pochodzić. Najpodobniéj lekkie te zdrapania naskórka na palcach powstały przy szamotaniu się z Łukasikiem; plamy zaś krwawe na spodniach około kolan pochodziły z krwi ofiary, gdy Latosz, klęcząc na piersiach powalonego już na ziemię Łukasika, dusił go obrębkiem od jego własnej koszuli, gdyż krople krwi, bądź to z ust, bądź to z rany na głowie zrządzonej, padały na spodnie w okolicy kolan, a niźéj wcale ich nie było. Przypuściwszy to ostatnie, wypływa wniosek, że i koszula Latosza nie uchroniła się od plam krwawych. Jakoż znaleziono późniéj na górze koszulę jego świeżo wypraną. Siostra Latosza prała ją w miejscowej sadzawce, na drugi dzień rano, po spełnionej zbrodni. Analiza i na téj koszuli odkryła ślady po wypranych plamach ze krwi powstałych.

Latosz sam przyznał, że około północy, wytrzeźwiony pod karczmą chłodem zimowéj nocy, wracał do domu około chałupy Łukasików, u których było w oknie ciemno i cicho, że udał się wprost do siebie, i spać się położył. Widziano go w karczmie do godziny dziewiątéj. Bućkowski został powiadomiony o śmierci około północy, gdy pierwsze kury piały. Pozostawało więc mniéj więcéj trzy godziny czasu na zabójstwo Łukasika, na uporządkowanie się z ciałem i wszelkimi śladami zbrodni, a z czasu tego umiano korzystać. Zbieg tylu okoliczności, potępiających Agatę Łukasik ową i Franciszka Latosza, pomimo stałego ich zaprzaczenia, nie mógł pozostawić wątpliwości o sprawcach zbrodni.

Jakoż Sąd Kryminalny w Lublinie wyrokiem d. 13 (25) Września 1872 r., uznając ich oboje za przekonanych o rozmyślne zabójstwo Michała Łukasika, — Agatę Łukasikowę, z mocy art. 923, 922, 77 i 21 K.K .G. i P. § 430 P. A. c. I., oraz art. 25 Instrukcyi dla sądów karnych z dnia 28 Listopada (10 Grudnia) 1847 r., zaś Franciszka Latosza z mocy art. 926, 21 K. K, stosując do obojga art. 22, 24, 25, 29, 30, 31 i 32 K. K. oraz Najwyższy Ukaz z dnia 30 Sierpnia (11 Września) 1864 r.,— skazał Łukasikową na pozbawienie wszelkich praw i oddanie do robót ciężkich w zakładach fabrycznych przez lat 22 i miesięcy sześć, — zaś Latosza na pozbawienie wszelkich praw i zesłanie do robót ciężkich w kopalniach przez lat 12, z osiedleniem obojga na Syberyi, i innymi skutkami téj kary. Podsądni odwołali się do Sądu Appellacyjnego Królestwa.

Nieco szczegółów dodaje relacja z Kuriera:


Latosz przyznał, że spodnie do niego należały, a nawet, że był w nie ubrany tej nocy, gdy zabójstwo spełniono. Plamy zaś krwawe, zadrapania na twarzy i rękach, oraz czas wieczoru poprzedzającego skon Łukasika, usprawiedliwiał w ten sposób: że na godzinę przed zachodem słońca poszedł z swym krewnym do karczmy Rudnickiej, gdzie długo w noc zabawiał się i już dobrze pijany około północy wyszedł, w zamiarze udania się do domu, że zaledwie uszedł kilka kroków, uczuł się tak odurzony trunkiem, że dalej iść nie mógł i przewróciwszy się między drzewo opałowe, leżące za karczmą, usnął. Że wprawdzie nie wie, jak długo spał w tem miejscu, ale gdy się otrzeźwił, wstał i poszedł do swej chałupy. Że lubo przechodził około domu Łukasika, ale do takowego nie wstępował i w oknach żadnego światła nie widział. Że w jakiś czas potem nadszedł jego krewny, który u niego nocował, a na drugi dzień dopiero dowiedział się od swego brata o śmierci Łukasika. Że gdy leżał między drzewem za karczmą nikt go widzieć nie mógł, gdyż noc była ciemna.
Z licznych zeznań świadków osiągnięto niezbity dowód, że w dniu śmierci Łukasika Latosz był w karczmie wieczorem, wyszedł z niej około godziny 9 i wcale pijanym nie był.

Szynkarka zaprzysięgła, że Latosz wyszedłszy wcześnie z karczmy, już więcej tego wieczoru do niej nie zajrzał. Dzierżawca karczmy podał pod przysięgą, że Latosz często do jego karczmy przychodził na wódkę, lecz nigdy nie pił jej tyle, aby się upił do nieprzytomności a tem bardziej, aby się przewracał i nigdy go też pijanym nie widział a w dniu śmierci Łukasika, pamięta dobrze, że Latosz nie będąc pijanym, około godziny 9 przed innymi ludźmi wyszedł z karczmy.
Starozakonny naprzeciw karczmy zamieszkały zaprzysiągł, że koło godziny 9 wieczorem, widział wychodzącego z karczmy Latosza, który szedł drogą prosto, równo, nie zataczał się i na pijanego nie wyglądał.

Ponieważ tej nocy spisowi mieli się udać nad ranem do biura powiatu, karczma przeto Rudnicka licznie napełnioną była. Wiele osób wchodziło i wychodziło, lecz nikt nie widział Latosza śpiącego za karczmą pomiędzy drzewem, które leżało w takiem miejscu, że musiałby być koniecznie dostrzeżonym, jakto objaśnili pod przysięgą, karczmarz, szynkarka, wspomniany wyżej starozakonny i sołtys miejscowy.

[…]

Agata Łukasikowa przed przybyciem sądu, była ciągle pomieszana, obawiała się odkryć, jakie sekcja okaże, mówiła, że wolałaby zapłacić byleby ciała nie krajano. W czasie czynności sądowo-lekarskiej zachowywała się niespokojnie, pod wrażeniem przestrachu, a w drodze do M. Kraśnika, po przyaresztowaniu podsądnych, Latosz mimo obecności wartownika, nie mógł się powstrzymać od uczynienia Łukasikowej wymówki w słowach „coś chciała, toś zrobiła” na co ona odrzekła „Jak trzeba będzie posiedzieć to ja tam dłużej jak rok nie posiedzę.”

[…]

Rządzący Senat rzeczone wyroki ostatecznie zatwierdził, z ta jedynie zmianą, że czas trwania robót ciężkich w zakładach fabrycznych dla Łukasikowej do łat 20 ograniczył, z tej zasady, że według § 430 P. A . gdy dowód przeciwko obwinionemu ze zbiegu poszlak jest osiągnięty, kara więzienna zakresu lat 20 przechodzić nie może.