Historia pewnego zdjęcia
Przy okazji wpisu na stronie Okruchów w serwisie Facebook'a umieściłem zdjęcie żołnieży Wehrmachtu w towarzystwie dzieci przy jednej z wilkołaskich chałup. Okazało się, że jeden z Czytelników zidentyfikował miejsce i osoby z tego zdjęcia. Oto ta historia.
Nieubłagany upływ czasu powoduje, że stare fotografie, które mamy w swoich rodzinnych zbiorach stają się coraz częściej anonimowe. Wiemy, że to ktoś z rodziny, ale często nie ma już wśród nas kogoś, kto mógłby wskazać, że to siostra jednej z prababek, albo stryj dziadka. Dlatego póki mamy obok siebie osobę, która pomogłaby opisać rodzinne zdjęcia, korzystajmy i zapisujmy na odwrocie każdą cenną informację.
To dzięki takim rozmowom pan Jan Maciąg mógł podzielić się ciekawą historią związaną z jedną z fotografii z ostatniego wpisu. Badając przeszłość swojej rodziny rozmawiał z panią Marią Ściegienną z domu Karabacz.
Podczas wojny mieszkała z rodzicami w środkowej części Wilkołaza Pierwszego. Na fotografii z grupą dzieci jednym z nich chłopców jest Józef Ściegienny syn Leona, jej przyszły mąż. Ale pani Maria opowiedziała też własną historię z tego czasu udokumentowaną fotografiami.
Jako kilkulatka spotkała się wtedy z zainteresowaniem ze strony stacjonujących żołnierzy Wehrmachtu. Bardzo ją polubili, zwłaszcza jeden z nich - na zdjęciu z nią na rękach (była jeszcze jedna fotografia z podarowanymi jej pomarańczami, ale niestety zaginęła). Według relacji pani Marii jej matka była tym zainteresowaniem zaniepokojona - bała się, że Niemcy mogą zabrać jej córkę. Na szczęście nic takiego się nie wydarzyło.
Nie była to jednostkowa sytuacja, moja babcia również opowiadała kiedyś o tym, że okoliczne dzieciaki chodziły do żołnierzy, od których czasem dostawały jakieś łakocia lub żywność.
W żadnym wypadku nie wybielając i idealizując, trzeba zauważyć, że można było się wtedy spotkać z bardzo różnymi postawami okupantów. Często w relacjach naszych dziadków wkroczenie wojsk radzieckich oznaczało znaczne pogorszenie bezpieczeństwa i poziomu życia.